Jadąc dzisiaj autobusem do Tralee celem obejrzenia w kinie głupawej amerykańskiej komedyjki, coby mnie troszkę rozerwała stwierdziłam, że odznaczam się zaskokiem niesłychanym wręcz.
Siedzę na tej Zielonej Wyspie już ponad 2,5 miesiąca, a dopiero dotarło do mnie jak cholernie jestem tutaj samotna. Przyjechałam do ludzi, których przedtem widziałam 1 raz na skypie, w ciemno można by rzec. Nie wiem, co sobie wyobrażałam. Chyba po prostu myślałam, że jakoś to będzie, podobnie jak 3 lata temu, gdy wybierałam liceum ogólnokształcące.
Na szczęście teraz jestem 3 lata starsza, bogatsza w doświadczenia i nie płacę za brak myślenia takiej ceny jak wtedy. Teraz po prostu następuje utwardzanie mojego samolubnego, egoistycznego, jedynaczkowego tyłka. Z pewnością wyjdzie mi to na dobre, absolutnie nie żałuję też podjętej o wyjeździe decyzji.
Tylko smutno mi jakoś.
Otaczają mnie ludzie tak przyjaźni, pomocni, sympatyczni, uśmiechnięci, że aż gubię się w tej serdeczności, bo wydaje mi się ona tak intensywna, że aż nieprawdziwa.
Zasłodziłam się irlandzką cukierkowością. Jak dobrze by było chociaż raz zejść rano na dół i nie musieć z uśmiechem odpowiadać na pytanie, czy dobrze spałam "yes, I slept well" mimo, że było mi zimno i przez spuchnięte gardło budziłam się co pół godziny. Marzę o tym, żeby w weekendowy poranek móc bez zażenowania paradować po domu w szlafroku, z nieuczesanymi włosami i bez strachu, że zaraz zostanę brutalnie oderwana od swoich czynności przez dzieciaki chcące się bawić.
Tak, jestem jedynaczką, to widać.
Albo żeby ktoś mnie ochrzanił. Że za długo siedzę w łazience, że nie wsadziłam talerzy do zmywarki, że wyżarłam wszystkie orzechy z granoli.
Nie, tutaj takie rzeczy nie mają miejsca, tutaj siedzę w łazience tylko tyle ile trzeba, jestem jedyną osobą robiącą porządki z brudnymi naczyniami i nie mam granoli.
Przepraszam, za tą nudną i negatywnymi emocjami nacechowaną notkę, ale źle mi jest, bo pada, bo chcę ogórkową, bo ruch lewostronny, bo mnie pieszą kierowcy przepuszczają nawet gdy chcę się wtarabanić na jezdnię w miejscu bez pasów, bo spożywcze na 11 listopada otwarte, bo wołowina i baranina śmierdzą kapciami, bo chcę do domu.
Amen kurwa mać.
27 dni.
stwierdzam smutek bo Irlandia, stwierdzam Polskę bo 27 dni.
OdpowiedzUsuńTeż tak miałam, identycznie, rozumiem Cię. Jak chcesz gadać to wiesz jak się nazywam na fejsie ^^ : *
;) Dzięki :)
UsuńA jak jeździsz eireann busem, nie wkur... Cię to:
OdpowiedzUsuń"Stand clear luggage doors operating" x15 ? :P
xDDDDDDDD nienawidzę tego! :D A to też nieodłącznie będzie mi się z Irlandią kojarzyło XD
Usuń